Do czego służą filmy kryminalne?
Wyjaśnię to od razu, a potem
pogawędzimy. Filmy kryminalne, podobnie jak książki o takiej tematyce,
służą do tego, by pokazać ludziom kto rządzi. Służą również do tego by
tę władzę, jak najbardziej tajną, uwiarygodnić. Do tego był przeznaczony
serial „07 zgłoś się”, do tego służyła Agata Christie i Arthur Conan
Doyle. Nie służył do tego koszmarny serial pod tytułem „Glina” z
Radziwiłowiczem w roli głównej emitowany z piętnaście już chyba lat
temu. To był serial zrobiony przez jakiegoś pogubionego Dzidka, któremu
się zdawało, że kryminały są po to, by kreować klimat i postaci. To
głupoty. Kryminał to konwencja służąca uwiarygodnieniu władzy i tyle.
Bynajmniej nie chodzi o to, żeby widz czy czytelnik dowiedział się, kto
zabił.
Teraz gawęda. Fajny film wczoraj widziałem. A i momenty
były….trzy konkretnie, które chyba omówię, ale nie wiem jeszcze, bo nie
chcę siać zgorszenia. Czekałem na ten film, bo historia Władka
Mazurkiewicza, seryjnego mordercy z Krakowa zajmowała mnie bardzo od
dawna, a konkretnie od momentu kiedy przeczytałem o nim u Hłaski. Na
podstawie przygód Władeczka powstał film zatytułowany nieco na wyrost
„Ach śpij kochanie”. I ja właśnie wczoraj go obejrzałem. To jest
przykład dobrze zaadaptowanej konwencji, która wymieszana z realiami
epoki razi w niektórych momentach, ale tylko w niektórych. Nie nudziłem
się i oczy ze wstydu zamknąłem tylko dwa czy trzy razy. To naprawdę
wyczyn, bo serial „Glina” z Radziwiłłowiczem oglądałem w zasadzie cały
czas z zamkniętymi oczami. Zacznę od rzeczy, które w tym filmie są
absolutnie i bezwzględnie dobre i klarowne jak kryształ. Otóż tam, w
kilku momentach jest pokazany komunizm prawdziwy. On tam jest wręcz
zdefiniowany, tak jak zdefiniowana jest funkcja bezpieki. Otóż bezpieka
komunistyczna to jest organizacja, która sprawuję pieczę nad dystrybucją
dóbr luksusowych oraz dolarów i funtów, które pozostały na obszarze
zajętym przez komunizm po wielkiej wojnie. Innych funkcji niż ta
wymieniona wyżej bezpieka nie miała pewnie aż do lat siedemdziesiątych,
kiedy zaangażowała Wałęsę, bo ktoś się zorientował, że nie ma już nad
czym trzymać pieczy i interes trzeba nieco przeorganizować. Wtedy też
zaczęto kręcić kryminały takie jak „07 zgłoś się”. Rzecz jasna bezpieka
nie może takiej funkcji sprawować osobiście, bo państwo komunistyczne,
tak jak dobry kryminał, wpisane jest w pewną konwencję. Ta zaś
gwarantuje obywatelom bezpieczeństwo, pod pewnymi warunkami. Takimi na
przykład, że obywatele ci nie będą handlować walutą tylko ją zdadzą na
rzecz państwa, po kursie przez państwo ustalonym. No, ale to była rzecz
nie do wykonania. Tak więc bezpieka za pomocą sieci pośredników zajęła
się już w latach pięćdziesiątych wydobywaniem waluty i precjozów od
ludzi, którzy uporczywie nie chcieli się tych aktywów pozbyć. Jeśli coś
się pozyskuje za pomocą pośrednika, to jasne jest, że musi on otrzymać
prowizję i mieć zapewnione bezpieczeństwo. To nie wszystko jednak.
Państwo komunistyczne to jest pewna konwencja obecna jedynie na papierze
i zależna od czynników makro, których w królewskim mieście Krakowie, w
latach pięćdziesiątych nikt nie traktował serio, bo niby dlaczego.
Realnością była bezpieka uosabiająca to państwo na poziomie doznań
podstawowych i codziennych. Jeśli taki układ uznamy za prawdziwy, to
jasne jest, że większość pozyskanych precjozów musiała trafiać w ręce
funkcjonariuszy bezpieki. I to wszystko jest pokazane w tym filmie. Nie
jednym ciągiem, niby w jakimś paradokumencie, ale w kilku scenach.
Najważniejsze jest, dla wiarygodności konwencji, w jaki
sposób zapewnia się pośrednikowi bezpieczeństwo. Otóż ono jest
gwarantowane na kilku poziomach. Poziom podstawowy, to poziom
zblatowanych funkcjonariuszy, którzy wiedzą kogo ruszyć, a kogo zostawić
w spokoju. Poziom makro to poziom zalegendowania państwa. To jest
ładnie pokazane, kiedy prowadzący śledztwo Adam Karski mówi do zebranych
uboli – to jest seryjny morderca! Na co oni wybuchają śmiechem i mówią –
to niemożliwe. U nas?! W państwie ludowym nie może być seryjnych
morderców z definicji. I nikogo nie obchodzi, że kraj właśnie wyszedł z
wojny i okupacji, a w czasie jej trwania seryjni chodzili po ulicach i
trzeba było im ustępować z drogi, a także kłaniać się i zdejmować
czapkę. Nikogo nie obchodzi, że przynajmniej dwaj siedzący przy tym
stole w czasie prezentacji wyczynów Władeczka to właśnie seryjni. W
komunizmie seryjnych nie ma, bo nie może ich tam być i już. Taka jest
konwencja, w której działa bezpieka sprawująca kontrolę nad masą
upadłościową narodu po wielkiej wojnie. To jest najważniejsza jakość
tego filmu. Teraz omówię inne.
Pan scenarzysta bardzo się postarał. To widać, bo cała
ta historia, mimo że kulawa i niespójna momentami nie razi za bardzo. To
jest wielki plus na tle innych, polskich produkcji. Oczywiście nie mógł
zrezygnować z podstawowych zasad konwencji, jaką narzuca kryminał, a
więc mamy tu przede wszystkim samotnego mściciela i jego towarzysza,
który jest głupszy, gorszy i słabszy od swojego partnera, ale
demonstruje nie spotykaną wręcz wrażliwość. Gra go Jakubik. Mamy bandę
zdegenerowanych funkcjonariuszy, których władza, jakże nędzna, oparta
jest o takie atrybuty jak butelka koniaku kupowana w resortowym sklepie i
papierosy Chesterfield w miękkiej paczce. No i możliwość dobrania sobie
gustownego, skórzanego płaszcza, także w tym samym resortowym sklepie.
Nędza komunizmu i jego siermiężna aspiracja pokazana jest tam wyraźnie.
Mamy dwie atrakcyjne kobiety i niełatwe uczucia, które nimi targają.
Każda z nich przeżywa jakiś dramat, a jedna jest jeszcze do tego ukazana
w sposób, jak to się czasem mawia, malarski. Otóż Karolina Gruszka, jak
zdejmie koszulę i się odwróci tyłem, a z przodu postawi miskę z wodą,
to wygląda prawie jak te tancerki Degasa, wiecie, te zmęczone po
występach baletnice. Jest chuda jak śmierć na chorągwi, blada i ruda,
ale pokazują ją właśnie dlatego, że przypomina te obrazy. Myślę, że
reżyser miał tego świadomość. Główny bohater jest w niej oczywiście
zakochany, ale ona znajduje się we władzy złego ubeka. I tu uwaga, mamy
jeden z momentów, najgorszy, dodam od razu. Nie wiem kto wymyślił, że w
filmach trzeba małpować scenę gwałtu w samochodzie, z zapomnianego już
nieco obrazu „Dawno temu w Ameryce”. Ta scena jest okropna moim zdaniem.
Nie będę się wypowiadał na temat jej autentyczności, a to z tej
przyczyny, że nikogo jeszcze nie zgwałciłem i nie wiem jak to jest. Cały
jej urok polega na szerokim planie, który rozciąga się wokół samochodu,
gdzie dokonuje się ten gwałt. No, ale reżyserzy z Europy wschodniej,
tacy jak Michałkow na przykład i ten co zrobił film o Władku, muszą ją
wstawić do swoich obrazów i to jest niestety nędza. Poza tym co to jest
za frajda oglądać gwałconą Gruszkę, która wygląda tak, jakby się za
chwilę miała rozlecieć.
Drugą kobietą w tym filmie jest nieszczęśliwa, była już
na szczęście, żona Władka Mazurkiewicza, która mieszka z nim pod jednym
dachem, choć – jak wyznaje milicji – fascynacja fizyczna dawno już jej
minęła. Może minęła a może nie, bo pokazują tam jak Władeczek myje ją w
wannie i widzimy, że coś jednak chyba zostało. Pani ta, nie znam
nazwiska aktorki, ucharakteryzowana jest na taką wiejską miss
zmysłowości. Jest przy tym biedaczka wrażliwa jak nie wiem co i szkoda
jej Władka. Ten zaś, jak to bywa z ludźmi nowoczesnymi i pozbawionymi
przesądów, nie ma nic przeciwko jej kochankowi, dziwnemu typowi
tytułowanemu Gabciem. I tu dochodzimy do trzeciego momentu, kiedy to
Władeczek, po scenie w wannie, postanawia jednak zadzierzgnąć znów
zmysłową więź ze swoją byłą małżonką. Kupuje w tym celu kwiaty i wchodzi
z nimi do domu, ale źle trafia, albowiem była żona i Gabcio przeżywają
właśnie orgazm stulecia. Nie idźcie na ten film z młodzieżą, bo będzie
wam przykro i nieswojo. Scena ta zaplanowana została po to, by wszyscy
zobaczyli, że Mazurkiewicz to też człowiek, że ma duszę i ciało, a te 36
trupów, które usiłuje mu wmówić Karski, to wcale nie musi być prawda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz